środa, 31 marca 2010

Fistaszki biznesowo-podróżnicze: bezpieczeństwo

Tematyka związana z bezpieczeństwem za granicą jest bardzo rozległa. Solidne firmy wysyłając swoich pracowników w niestabilne rejony przeprowadzają szkolenia dotyczące bezpieczeństwa i jeśli to konieczne zapewniają ochronę. Na bieżąco uzupełnia się też firmową mapę świata, blokując służbowe podróże pracowników do najbardziej niebezpiecznych krajów.

W ramach jednego posta trudno umieścić szerokie wskazówki na temat bezpieczeństwa. Jest jednak drobiazg, którym chciałbym się podzielić.

Firma International SOS przysyła mi codziennie alerty dotyczące bezpieczeństwa na wszystkich kontynentach. Oprócz bieżących informacji otrzymuję również prognozę na nadchodzące miesiące, która obejmuje przede wszystkim powtarzające się sytuacje zagrożenia bezpieczeństwa związane przykładowo z kontrowersyjnymi świętami narodowymi w niestabilnych krajach. Dodatkowo można dodać opcję alertów medycznych, które informują o ryzykach natury zdrowotnej takich jak ogniska chorób itp. Jeżeli firma wysyła Cię do krajów o podwyższonym ryzyku, warto domagać się dostępu do tego typu rozwiązań.

Prywatne ubezpieczenie tego typu kosztuje dla Indii 159 USD. Obejmuje okres do 180 dni.

PS. Obecnie International SOS radzi unikać następujących rejonów: Jammu, Kaszmir, Asom (Assam), Manipur, Chhattisgarh, Tripura, Bihar oraz Nagaland (ryzyko kontaktu z różnymi grupami separatystów). W pozostałych częściach Indii zagrożenia mają charakter incydentalny.

wtorek, 30 marca 2010

Fistaszki biznesowo-podróżnicze: u lekarza

Indie to zdecydowanie największy eksporter lekarzy na świecie. W Stanach zjednoczonych pracuje ponad 40.000 lekarzy pochodzących z tego kraju. Oznacza to, że co dwudziesty doktor praktykujący w USA urodził się w Indiach!

Po wieloletniej pracy za oceanem, wielu doświadczonych ekspertów wraca do ojczyzny, czyniąc ją jednym z najbardziej zaawansowanych medycznie nacji na świecie. Nikomu nie życzę wizyty u doktora, ale warto na zimne dmuchać.

Ile kosztuje diagnoza lekarska w Bangalore?

Lekarz ogólny w prywatnej klinice zarząda równowartość 250 rupii za wizytę (w przeliczeniu 16 złotych). Wybierając się do specjalisty, trzeba będzie zapłacić około 100 rupii więcej, czyli 22 złotych.Ceny lekarstw też nie powalają, ponieważ międzynarodowe koncerny farmaceutyczne produkują na miejscu. Opakowanie antybiotyku kosztuje w granicach 18-20 złotych, a 16 tabletek popularnego w Europie środka na gardło Strepsils niewiele ponad 2 złote.

Dla tych, którzy nadal nie wierzą, że można polegać na tutejszych lekarzach, polecam mojego wcześniejszego posta pod tytułem Dziewczynka z Indii (kliknij tutaj, aby go przeczytać). 

Zdrowia życzę!

poniedziałek, 29 marca 2010

Fistaszki biznesowe: wypoczynek (Kerala)

W poprzednim tygodniu umieściłem krótki filmik o Indiach reklamujący ten kraj (kliknij tutaj, aby przeczytać tego posta). Od czasu do czasu w ramach fistaszków biznesowych będę pokazywał nietuzinkowe miejsca, które można odwiedzić w ramach zasłużonego urlopu po ciężkiej pracy.

Kerala określana jest przez tubylców krainą bogów. Coś w tym jest. Tajemnica polega na tym, że lokalni mieszkańcy maja w zwyczaju zarabiać ciężkie pieniądze za granicą (większość podróżuje w tym celu do Dubaju i Stanów Zjednoczonych), które prawie natychmiast inwestowane są w idylliczną okolicę, oferując turystom z całego świata niezapomniane wrażenia.

Ramada Resort Cochin
Blog ma charakter krótki, więc ograniczę się tutaj jedynie do polecenia hotelu, w którym można spokojnie zaplanować kilka dni okraszonych zabiegami ajurwedy, najprzedniejszymi owocami morza i kojącymi wyprawami po rajskiej sieci ponad 40 rzek, kilku ogromnych jezior oraz niezliczonych kanałów wodnych zwanych "backwaters". Ramada Resort Cochin oferuje dwie kategorie pokoi. Warto zdecydować się na domki z widokiem na backwaters, aby każdy poranek zaczynać od podziwiania spektakularnego wschodu słońca. Dojazd do najważniejszych atrakcji samego miasteczka Cochin, w którym m.in. wylądował Vasco da Gama to około 40 minut. Stronę internetową hotelu znajdziesz tutaj. O Kerali można przeczytać więcej klikając tutaj.

Udanego wypoczynku!

PS. Do Kerali najłatwiej dotrzeć samolotem. Przykładowe połączenie z Europy to przelot Lufthansą do Bangalore i dalej liniami Kingfisher do Cochin.

Expat w Indiach - podsumowanie tygodnia

Minął kolejny tygodzień blogowania o Indiach, podczas którego zajmowałem się głównie fistaszkami biznesowo-podróżniczymi, czyli wskazówkami czego się spodziewać i jak sobie z tym radzić:
  1. Survival w Indiach
  2. Wszechobecny hałas
  3. Pikantne jedzenie
  4. Szczepienia
  5. Nieznośny upał
  6. Dzieci ulicy
  7. Tenis z komarem 
Umieściłem też dodatkowy post w sprawie Dąbek pod tytułem: Dalej Cię Bracie nie mogło ponieść?
    Najczęściej odwiedzane posty z poprzednich tygodni:
    1. Rytułały w Indiach: troska o potomstwo
    2. Punktualny Hindus
    3. Indie krajem biedaczków?
    Zapraszam na kolejne 7 dni z Indiami.

    niedziela, 28 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: tenis z komarem

    Ostatni post tego tygodnia poświęcę... komarowi. W Polsce na dobre zawitała wiosna, więc może Ci, którym komary już niedługo zaczną dokuczać, również skorzystają czytając tego posta.

    Indie aspirują wysoko nie tylko biznesowo (o czym pisałem już tutaj i także tutaj). Kraj ten szykuje się do sportowej dominacji na świecie. Vijay Mallya posiada już swój zespół formuły pierwszej (India Force), a Sania Mirza idzie w ślady Vijaya Amritraja, który pojedynkował się w latach siedemdziesiątych z takimi tuzami tenisa jak Jimmy Connors, Ivan Lendl czy John McEnroe.

    Co mają z tym wspólnego komary?

    Oprócz sprayów, kremów, siatek i różnego rodzaju rozpylaczy, na wszystkich targowiskach w Indiach pojawiła się rakieta do gry z komarami! Większość mieszkańców tego kraju (łącznie za mną) poza bezgranicznym zainteresowaniem krykietem, posiada lub ma w planie zakup rakiety do gry w tenisa z komarami. Produkt można obejrzeć odtwarzając poniższy filmik.



    Z komarami bywa tak, że nie wiadomo co jest bardziej uciążliwe: nocne brzęczenie nad uchem czy ukłucie uwieńczone swędzeniem. Zamiast zastanawiać się nad tego typu dylematami, warto zaopatrzyć się w elektryczną rakietkę i trenować uderzenia z forehandu i backhandu nawet całą noc. Jak to działa? Popatrzcie:



    Powodzenia!

    PS. Tym, którzy nie planują kariery tenisowej, polacam sprawdzony w każdych warunkach spray NOBITE.

    sobota, 27 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: dzieci ulicy

    Indie to kraj ogromnych kontrastów. Z jednej strony miliarderzy, o których pisałem tutaj, z drugiej zatrważająca bieda widoczna w wielu miejscach. Popatrzcie sami:



    Według oficjalnie opublikowanych informacji, 27,5% społeczeństwa żyje poniżej granicy ubóstwa (ostatnie dostępne dane pochodzą z roku 2005). Liczba ubogich maleje. Dla porównania w latach 1977–1978 wynosiła 51,3%, a w latach 1993-1994 około 36% (źródło informacji: Planning Commission - Government of India). Nie zmienia to jednak faktu, że ubóstwo w Indiach dotyka populację przekraczającą siedmiokrotne liczbę mieszkańców Polski.

    Wyobraź Sobie, że idziesz zatłoczoną ulicą w Indiach. Nagle z każdej strony podbiegają do Ciebie dzieci. Każde z nich ma szeroko otwarte, błyszczące oczy. Wieszają się na Tobie jedno po drugim. Jest ich tyle, że nie możesz się ruszyć. Wyciągają ręce po kilka rupii. Dwadzieścia metrów dalej widzisz faceta, ktory nakierował na Ciebie te Bogu ducha winne istoty. Co zrobisz?

    piątek, 26 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: nieznośny upał

    Lato w Indiach to świetna pora na spędzanie czasu w górach lub w... klimatyzowanym biurze. Przyjemnie bywa też na wybrzeżu.

    Gorzej jest w miastach. Wychodząc w południe z kilmatyzowanego hotelu w stolicy Indii ma się uczucie, jakby wchodziło się do dobrze rozgrzanego piekarnika.

    Jak radzą sobie mieszkańcy Indii z upałem? Sposobów jest wiele, ja skoncentruję się na jednym z nich.

    Aby uniknąć odwodnienia, należy regularnie uzupełniać płyny. Dobrym sposobem jest kupno orzecha kokosowego, którego cena to około 12 Rupii (niecałe 75 groszy). Stoiska z orzechami są na każdym kroku, więc można korzystać do woli. Pan straganowy profesjonalnie machnie kilka razy maczetą, precyzyjnie napoczynając orzeszka. Do tego rurka i człowiek cieszy się jak dziecko.

    czwartek, 25 marca 2010

    Dalej Cię Bracie nie mogło ponieść?

    Mając perspektywę hałasu, pikantnego jedzenia, chaotycznego ruchu drogowego i serii szczepień zalecanych na wyprawę do Indii, można się słusznie zacząć zastanawiać po cóż się męczyć. Może lepiej i prościej będzie do Dąbek?

    W lipcu zeszłego roku przypadkowo spotkałem w swoim rodzinnym mieście sympatycznego inżyniera Z.

    - Adamie, dawno Cię w rodzinnym mieście nie było! Co u Ciebie słychać?
    - Mieszkam w Indiach...
    - ???
    - Tak w Indiach, w Bangalore
    - Dalej Cię Bracie nie mogło ponieść?
    - Tak się jakoś zawodowo złożyło...
    - Bracie, ja co roku do Dąbek jeżdżę! Szmat drogi! A Ty w Indiach Bracie? Musisz? Nie dało się bliżej? Dąbki tak daleko, a Ty w Indiach?

    Trudno podważyć urok Dąbek. Szczególnie, gdy co roku plażuje się w Dąbkach. Dąbki prawie jak drugi dom. I fajnie Panie inżynierze.

    Z tym że w Indiach też fajnie:

    Może jednak warto ten jeden jedyny raz nie do Dąbek?!

    PS. Kłaniam się Panie inżynierze!

    środa, 24 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: szczepienia

    Jeden z wiernych czytelników mojego bloga po zapoznaniu się z postem o hałasie zapytał mnie (mrugając na piśmie okiem) czy ja przypadkiem nie zniechęcam Was do wyjazdu do Indii, czy może jednak tylko próbuję "zaszczepić" przed pobytem?

    W przeciwieństwie do wszystkich poprzednich postów, dzisiaj napiszę o szczepieniach bez cudzysłowu.

    Indie odwiedzane są rokrocznie przez 5 milionów turystów, których interesuje także ten temat. Polecam szczepionki skojarzone - czyli uodparniające jednocześnie przed kilkoma chorobami. Aby uzyskać pełną odporność, szczepienia należy zaplanować odpowiednio wcześniej. Szczepionkę skojarzoną podaje się w cyklu 0-1-6 czyli pierwsza dawka dziś, następna za miesiąc i trzecia za pół roku. Oto zalecana lista szczepień:

     Wzw B zalecane
     Wzw A *
     Błonica zalecane
     Tężec zalecane
     Polio zalecane
     Dur brzuszny  zalecane
     Wścieklizna *
     Japońskie zapalenie mózgu *
    * Szczepienie w zależności od charakteru pobytu i rejonu kraju (tereny wiejskie, lasy etc). Źródło informacji: MediWeb.pl 

    Zdrowia życzę!

    wtorek, 23 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: pikantne jedzenie

    Sztuka kulinarna Indii zawdzięcza swoje bogactwo współistnieniu i oddziaływaniu na siebie rożnych kultur i religii. Jednym ze sposobów uszeregowania mapy kulinarnej tego kraju jest podział zgodny z kierunkami świata.

    Kuchnia północy ma korzenie muzułmańskie, będąc bogata w potrawy z mięsa baraniego, koziny oraz drobiu. Na wschodzie dominuje kuchnia bengalska. Najpopularniejsze potrawy to ryż, soczewica oraz ryby. Rarytasem wartym grzechu są słodkie kulki serowe (rasgulla). Na południu rozwinęła się kuchnia wegetariańska. Potrawy są znacznie ostrzejsze (uwaga na niepozornie wyglądające, ale wyjątkowo ostre biznesowe lunche i kolacje). Mieszkańcy tego regionu spożywają je tradycyjnie palcami prawej dłoni (proszę nie brać potraw do lewej ręki). Do większości potraw dodaje się miąższ i mleczko z kokosów. Posiłek kończy się potrawą z ryżu i jogurtu, która łagodzi ostrość piekących podniebienie potraw. Na śniadanie polecam wypróbować chrupiącą dosę (rodzaj naleśnika z mąki ryżowej). Należy również pamiętać, że mięso spożywają tutaj prawie wyłącznie chrześcijanie i muzłumanie. Ci ostatni potrafią przyrządzić prawdziwy rarytas - biryani z baraniną. Południe Indii słynie również z dobrze palonej, aromatycznej kawy. Na zachodzie przeważają kuchnia goańska i bombajska. Ta pierwsza podlegała przez długi czas wpływom portugalskim i do dzisiaj oferuje szeroki wybór świetnie przyrządzonych owoców morza. Do najbardziej znanych potraw kuchni z Bombaju należy apetyczna bombajska chałwa. Mógłbym tak bez końca. Palce lizać!

    Mój sposób na przyzwyczajenie się do niewiarygodnie pikantnej kuchni w Indiach? Podczas studiów w Helsinkach mieszkałem ze studentem z południowych Indii, który co wieczór szykował okrutnie ostre potrawy - dzieląc się ze współlokatorami. Przez pierwsze kilkanaście dni przyznam szczerze nie czułem smaku. Ogromne ilości curry i chili okrutnie paliły podniebienie. Po trzech tygodniach poczułem smak. Absolutna rewelacja!

    Jeżeli nie masz w zasięgu hinduskiej rodzinki, która od czasu do czasu chętnie zaprosi Cie na kolację, zacznij odwiedzać indyjskie restauracje. Proś o przyprawienie na modłę indyjską. Dodadzą i tak tylko połowę przypraw, które umieściliby w swoim garnku, ale dobre i to.

    Oto kilka dodatkowych wskazówek:

    Spożywanie wszelkiej postaci wody niewiadomego pochodzenia może mieć zdrowotne konsekwencje, które bezpowrotnie uprzykrzą Ci pobyt w Indiach (nawet na kilka dni). Dotyczy to tak kostek lodu w napojach jak i warzyw płukanych w "kranówce". Te wskazówki nie mają oczywiście zastosowania w pięciogwiazdkowych restauracjach i hotelach. Odradzam również kupowania butelek z wodą na straganach. Jeżeli istnieje już taka konieczność, warto sprawdzić czy zabezpieczenie zakrętki nie zostało przerwane.

    Indie kuszą turystów pachnącymi i niewątpliwie smakowitymi potrawami oferowanymi na ulicznych straganach. Jeżeli przyjeżdzasz tutaj na mniej niż miesiąc, nie warto ryzykować. Spokojnie można natomiast korzystać z ze znanych w Europie sieci restauracyjnych i polecanych przez znajowmych lokali. Przy zamówieniu należy poprosić o mniej pikantne przyrządzenie potrawy. Zostanie to przyjęte z całkowitym zrozumieniem. W końcu to nie pierwszy obcokrajowiec w ich restauracji! Warto posiłkować się mieszaniem indyjskich potraw z ryżem, popijając przykładowo smacznym mango lassi (rodzaj kefiru). To znacząco zredukuje odczuwalną ostrość potrawy i pozwoli jeszcze bardziej cieszyć się wyjątkowo smaczną kuchnią indyjską.

    Powodzenia!

    poniedziałek, 22 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: wszechobecny hałas

    Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), hałas to rodzaj niechcianego dźwięku, który negatywnie wpływa na zdrowie i samopoczucie człowieka. Rezultatem mogą być zdenerwowanie, napięcie, zaburzenia snu, obniżenie wydajności pracy, a nawet utrata słuchu (kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej). 

    Według obowiązujących norm, dopuszczalne wartości hałasu przy drogach lub liniach kolejowych położonych na terenach strefy śródmiejskiej nie powinny przekraczać 65 decybeli w ciagu dnia i odpowiednio 55 w ciągu nocy.

    Rozwijające się kraje azjatyckie nie badają regularnie poziomu hałasu. Nie zmienia to jednak faktu, że pojedynczych pomiarów się dokonuje. Oto kilka wyników z Indii:
    • Kalkuta: hałas drogowy na poziomie 80–92 dBA przez 24 godziny na dobę (pomiar w 24 lokalizacjach)
    • Bombaj: 14% mieszkańców cierpi na niedobór snu spowodowany ruchem pociągów. Podróżni na stacjach kolejowych słyszą ciągłe zapowiedzi z głośników na poziomie 87–90 dBA. Hałas na peronie osiąga 71-83 dBA w zależności od natężenia ruchu i pory dnia.
    • Wszystkie miasta: wszechobecne w Indiach generatory prądu emituja hałas przekraczający nierzadko 96 dBA
    • Do tego festiwale, klaksony, meczety, ciężarówki i autobusy bez tłumików i czego tylko hałaśliwa dusza może zapragnąć.
    Zamknijcie oczy i posłuchajcie:



    Jadąc na urlop, warto zabrać ze sobą stoppery do uszu. Lokując się w hotelach, nie wybierać tych przy głównych ulicach lub prosić o pokój od podwórza. I przede wszystkim zaplanować część pobytu w pięknych i spokojniejszych zakątkach takich jak Goa czy Kerala.

    Ci, którzy chcą tutaj zamieszkać, przy wyborze mieszkania lub domu powinni szukać ustronnych uliczek, obrzeży miast, biorąc jednocześnie pod uwagę dystans do pracy. Może się bowiem okazać, że mieszka się w mniej hałaśliwej okolicy, ale 2,5 godzinny dojazd w jedną stronę zniweczy wszelkie starania. Warto zapytać, w którym miejscu stoi generator prądu. Uciążliwy hałas i zapach splin doprowadził już niejednego do szału. Nie polecałbym również okolic meczetów, chyba że jesteś tego samego wyznania lub intonujący przez megafony imam działa na Ciebie kojąco.

    Och, gdybym to wszystko wiedział przed wyjazdem...!

    niedziela, 21 marca 2010

    Fistaszki biznesowo-podróżnicze: survival w Indiach

    Ktoś słusznie stwierdził, że Indie można pokochać albo szczerze znienawidzić.

    Wyobraź Sobie upalne przedpopołudnie. Poprzednia noc przemęczona w międzykontynentalnym samolocie. Udało Ci się raptem zasnąć na kilkanaście minut. W głowie nadal szum silników i osłabiające zmęczenie. Żeby nie marnować czasu, ruszasz w miasto. Twój hotelik stoi przy ruchliwej dwupasmówce. Kierujesz się w stronę przystanku autobusowego po drugiej stronie ulicy:



    Uff, udało się. Wszystkie części ciała nadal na swoim miejscu. Wystarczy wsiąść do autobusu, który właśnie nadjeżdża:



    Chaotyczny ruch uliczny (o którym pisałem także tutaj), to tylko skromna uwertura do tego, co jeszcze spotka Cię pierwszego dnia w Indiach!

    Spokojnie możesz liczyć na wszechobecny hałas, niewiarygodnie ostre jedzenie, uciążliwy upał, tnące insekty, nieprzyjemne zapachy, zanieczyszczenie powietrza, napastliwych żebraków i przytłaczające tłumy ludzi...

    Otwarty umysł i chęć poznania kraju to zdecydowanie za mało, żeby sobie z tym wszystkim poradzić. Ci, którzy przyjeżdżają na urlop, pocieszają się tym, że już powiedzmy za dwa tygodnie wrócą do "normalności". Ci z kolei, którym przyszło w Indiach mieszkać i pracować, próbują uciekać na urlopy choćby do bardziej cywilizowanych części Azji, a zdecydowanie najlepiej do Europy!

    Przez kolejne siedem dni (w ramach fistaszków biznesowo-podróżniczych) zajmę się adaptacją w Indiach. Opowiem kilka anegdnot, ale przede wszystkim o tym, jak praktycznie radzić sobie z hałasem, pikantnym jedzeniem oraz wszystkimi innymi niedogodnościami, które mogą Cię spotkać w tym wyjątkowo ciekawym kraju. Porady znajdą zastosowanie tak dla podróżników, jak i dla tych, którym (podobnie jak mnie) przyszło cieszyć się Indiami dłużej niż miesiąc czy dwa tygodnie.

    Zapraszam serdecznie!

    piątek, 19 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: klimatyzacja

    W jednym z poprzednich postów pisałem o pogodzie (kliknij tutaj). Pani Iwona z Pune po przeczytaniu o pogodzie w moim mieście tylko westchnęła - ach gdyby wszędzie było tak sielsko!

    Sęk w tym, że faktycznie różnie z tą pogodą w Indiach bywa. Czasami jest za wilgotno (proszę się o tym przekonać odwiedzając choćby Chennai - czyli dawny Madras). Człowiek palcem kiwnie i pot spływa mu po pośladkach! Mieszkańcy Bangalore - położonego prawie 1000 metrów n.p.m. - nie cierpią na tego typu problemy. Od święta  wilgotność osiąga tutaj 40%. Kto był w tropikach, wie, że wysoka temperatura może być wyjątkowo przyjemna, pod warunkiem iż nie jest zbyt wilgotno.

    Proszę Sobie więc wyobrazić 45°C w cieniu i zawartość H2O w powietrzu na poziomie 70%. Po pierwszych 10 krokach zaczynam się rozpływać. Na szczęście podjeżdża taksówka z przyciemnionymi szybami. Wsiadamy do środka, a tam 15°C i wyssana przez klimatyzacje wilgoć do 30%. Kierowca z dumą poprawia nawiew tak, aby pasażer mógł rozkoszować skierowanym prosto w twarz strumieniem powietrza o odczuwalnej temperaturze 10°C. Jedziemy z lotniska do centrum miasta i w ciągu najbliższych 40 minut zamieniamy się w wyziębione ofiary nowoczesnych technologii chłodzących. Po pierwszym kilometrze kierowca pyta:
    - Sir, do you like India?
    - Oczywiście, że lubię! Podnieś łaskawie temperaturę i skieruj nadmuch na szybę.
    Prośba zostaje błyskawicznie zrealizowana. Jak miło...

    Ujechaliśmy jakieś dwieście metrów, zakręt w lewo i kierowca niepostrzeżenie obniża temperaturę, kierując nadmuch ponownie na pasażerów.
    - Przyjacielu, czy mógłbyś łaskawie skierować nadmuch na szybę?
    - Sir, ależ oczywiście.
    Ukontentowanie wraca na twarz, delektuję się podróżą. W Chennai zlikwidowali progi prędkościowe (nie to co w konserwatywnym Bangalore), więc kręgosłup też zadowolony.

    Wjeżdżamy na tzw flyover, czyli formę wiaduktu. Kierowca ukradkiem zaczyna dmuchać mi na twarz...
    - Drogi Panie, przecież prosiłem - bez nadmuchu na facjatę!
    - Sir, przecież będzie za gorąco! Komfort jazdy musi być!

    Dalej można na dwa wypróbowane sposoby:

    Opcja 1)
    - Bracie, bez nadmuchu, zlituj się.
    - OK, no problem Sir.

    Po kilku powtórzeniach opcji 1) można liczyć na ostatnie 300 metrów podróży bez nawiewu.

    Opcja 2)
    - OK, no problem (odpowiada pasażer).
    Tutaj należy zawczasu wyciągnąć paczkę Cholinexu lub odpowiednika i spokojnie zacząć ssać. Bardziej wrażliwym radzę też profilaktyczne popijanie herbatki imbirowej, cytrynę, miód i antybiotyki. Czeka Was jeszcze klimatyzowany hotel, biuro, sklepy, etc....

    PS. Nie ma się jednak co nadmiernie napinać. Kierowca, który obwoził nas przez 10 dni po Radżastanie do dzisiaj dzwoni, żeby dowiedzieć się, jak się mamy!

    czwartek, 18 marca 2010

    Indie w objektywie: kolory

    Indie to kraj pełen wykwintnych tkanin i soczystych kolorów.















    Zdjęcie zostało wykonane w Delhi w parku Raj Ghat, położonym nad brzegiem rzeki Yammuny -  nieopodal miejsca kremacji Mahatmy Gandhiego.

    środa, 17 marca 2010

    Pogoda w Indiach

    Marzec dobiega końca, a w Polsce kolejne opady śniegu. Tych, którym kończąca się zima dała szczególnie w kość, zapraszam do dalszej lektury.

    Zamiast taplania się w błocie pośniegowym, dzień w Bangalore wita nas błękitnym niebem. Temperatura 19°C zachęca do trochę dłuższego niż zwykle porannego spaceru. Po drodze upajamy się cieplutkimi promieniami słońca. Do śniadania dodamy świeże kawałki ananasa, pierwsze w tym roku owoce mango i kilka karmazynowych kostek arbuza...

    Przed wyjazdem do pracy nie trzeba będzie w pośpiechu suszyć głowy. Włosy wyschną po drodze. Pozbawione chmur niebo wyjątkowo pozytywnie nastraja do życia. 

    Oto pogoda na nadchodzące dwa dni (źródło: onet.pl):

    Czwartek, 18.03.2010
    32 19 °C
    1010 hPa 
    Śnieg:0.0 mm
    Deszcz:0.0 mm
    Wiatr: 10 km/h 

    Piątek, 19.03.2010
    32 18 °C
    1009 hPa 
    Śnieg:0.0 mm
    Deszcz:0.0 mm
    Wiatr: 6 km/h 

    Jeżeli nie przemawia do Ciebie słońce, niebieskie niebo i delikatny podmuch wiatru, zajrzyj na posta o podatkach!

    wtorek, 16 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: religia w biurze

    W Polsce od wielu lat toczy się dyskusja na temat umieszczania krzyża w różnych instytucjach, wywołując często ostrą dyskusję po obu stronach barykady.

    Indie mają troszeczkę inny problem. Kompozycja religijna tego kraju nie zawsze pozwala jednoznacznie określić, który z symboli miałby się pojawić przykładowo na ścianie. Międzynarodowe koncerny na wszelki wypadek nie umieszczają niczego, małe lokalne firmy z dumą demonstrują symboliczne ołtarzyki okraszone girlandami ze świeżych, intensywnie pachnących kwiatów.

    Mało kto wie, że Indie posiadają trzecią co do wielkości populację muzłumańską na świecie (138 milionów wiernych i odpowiednio 13% populacji). Nie zmienia to jednak faktu, że przeważającą religią w tym kraju jest hinduizm, którego wyznawcami deklaruje się ponad 80% społeczeństwa. Chrześcijanie stanowią relatywnie niewielką część populacji (2,3%), co nie zmienia faktu, że ich liczbę szacuje się na ponad 24 miliony! Przeszło 19 milionów wyznawców ma sikhizm (sikhowie w turbanach bywają często myleni w świecie zachodnim z muzłumanami). Na końcu listy pojawiają się buddyzm (0,8% i prawie 8 milionów wyznawców) oraz dżinizm (0,4% i 4 miliony wyznawców). Mnisi dżinijscy mają obowiązek poddawania się dwadziestu dwóm uciążliwościom, takim jak głód, pragnienie, upał, zimno, kłujące owady, twarde łoże i obelgi.

    Mimo lokalnych konfliktów, te skrajnie różnorodne religie zdają się mniej lub bardziej spokojnie koegzystować. Na poniższej fotografii widać przygotowania czynione przez hinduistycznych kapłanów przed modlitwami poprzedzającymi otwarcie kolejnego piętra w naszym biurowcu.  

    W ceremonii oprócz wyznawców hinduizmu uczestniczyli muzłumanie, chrześcijanie oraz buddyści.

    Jak już wspomniałem wyżej, globalne firmy starają się jednak unikać symboliki religijnej. Mimo iż pracownicy mogą domagać się przerywania czasu pracy na modlitwę, nie przyzwala się na regularne praktyki w miejscu pracy. Wyjątkiem mogą być obrazki lub figurki stawiane na biurkach. Zdarza się też, że któryś z gorliwszych wyznawców Islamu podzieli się ze wszystkimi pracownikami wiadomością, że Allach jest wielki (używając listy dystrybucyjnej obejmującej tak portiera jak i członków zarządu).

    poniedziałek, 15 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: asertywność

    Choć asertywność może być silną cechą Niemców i Amerykanów, u indyjskich kolegów i koleżanek ujawnia się wyjątkowo rzadko. Nie widać jej ani na oficjalnych spotkaniach, ani na konferencjach telefonicznych. Generalna zasada jest taka: dla zachowania twarzy spróbujmy zgodzić się na wszystko, a potem się zobaczy (dowiedz się więcej na temat przytakiwania, czytając posta „Yes czyli tak?”). Pewni siebie Europejczycy lub Amerykanie zorientują się dopiero po czasie, a oficjalna rozmowa obędzie się bez nieprzyjemnych akcentów.

    Jeżeli wymagania były zbyt wygórowane, po spotkaniu odbędzie się hinduska runda, na której poubolewa się nad stanem rzeczy i wskaże punkty, których mimo obietnic zrealizować się nie da. Gra w kotka i myszkę dopiero się zaczyna!

    PS. Wyjątkiem od reguły jest tradycyjnie Ganesh (kliknij tutaj, aby o nim przeczytać).

    niedziela, 14 marca 2010

    Rytułały w Indiach: troska o potomstwo

    Według części moich indyjskich kolegów, prawdziwym strongmanem uczynił mnie fakt, że w dzieciństwie zdarzyło mi się wyślizgnąć z wózka. Troskliwy Tato odwrócił się tylko na sekundę...

    Oto dzisiejsza historyjka: od około pięciuset lat w miasteczku Solapur (zachodnie Indie) mieszkańcy dbają o wzmocnienie noworodków przychodzących na świat w bardzo nietypowy sposób. Z dachu świątynii zrzuca się pikujące w dół maleństwa, które zaradny tłum łapie w rozpostarte prześcieradło. Po udanym przelocie, natychmiast przekazuje się je czekającym niedaleko matkom.

    Uważa się, że rytuał nie tylko przynosi dobre zdrowie małym pociechom, ale dodatkowo zapewnia im szczęście na całe życie (patrz poniższy filmik).



    Gwoli ścisłości dodam, że rytuał ma charakter lokalny i większość mieszkańców Indii nie wystawia swojego potomstwa na tego typu wyzwania.

    sobota, 13 marca 2010

    Kolej w Indiach

    Rodzina niezbyt zamożnego znajomego z Bangalore wybrała się tydzień temu do Bombaju. Pociąg miał nieplanowane trzygodzinne opóźnienie, które przedłużyło czas podróży do 27 godzin.

    Indyjska kolej ma w sobie coś fascynującego. Wszystko zaczęło się w roku 1853, kiedy to Brytyjczycy postanowili zrewolucjonizować ten bogaty w przyprawy i surowce naturalne kraj. Przez następne póltora wieku indyjska kolej osiągnęła monstrualne rozmiary:
    • 1,6 miliona pracowników
    • 200 tysięcy wagonów towarowych
    • 50 tysiący wagonów osobowych
    • 8000 lokomotyw
    • 6909 stacji kolejowych
    • 63 tysiące kilometrów torów (z tego 42 % pokrytych trakcją elektryczną)
    Od momentu ogłoszenia niepodległości w 1947 roku, długość torów powiększyła się o niewiele ponad 10 tysięcy kilometrów (dla porównania sąsiadujące Chiny rozbudowały w tym samym czasie swoją sieć kolejową dodając aż 30 tysięcy kilometrów).

    O ile Chiny stawiają na rozwój szybkiej kolei z maksymalnymi prędkościami dochodzącymi do 350 km/h, to indyjskie koleje zachowują bardziej tradycyjny charakter, nie koncentrujący się na jak najszybszym pokonaniu danego odcinka. Nacisk kładzie się raczej na poprawianie komfortu podróżowania.

    Absolutnym fenomenem są luksusowe pociągi takie jak "Palace on wheels", przewożące turystów zwiedzających jeden z najpiękniejszych rejonów Indii - Radżastan.

    Podróżowanie koleją w Indiach stanowi z pewnością ciekawą alternatywę dla przemieszczania się samochodem, które opisałem w jednym z poprzednim postów (kilknij tutaj).

    Na koniec anegdota: liczba podróżujących indyjskimi kolejami zwiększa się z każdym dniem (obecnie to około 20 milionów pasażerów dziennie). Rosnące zapotrzebowanie prowadziło wielokrotnie do frustracji podróżujących, którzy nie zdołali się dostać do i tak już przepełnionych pociągów. Sprytni urzędnicy zatrudnieni na kolei postanowili ułatwić życie dziesiątkom tysięcy poszkodowanych, rozszerzając składy pociągów osobowych o kilka dodatkowych wagonów. W efekcie rzadko kiedy pociąg mieści się na całej długości platformy kolejowej i trzeba z niego wysiadać kilkadziesiąt metrów od peronu.

    Bon voyage!

    Expat w Indiach - podsumowanie tygodnia

    Minął kolejny tygodzień blogowania o Indiach. Oto podsumowanie postów:
    1. Jamshetji - symbol przedsiębiorczości
    2. Indie - gdzie mieszkać?
    3. Fistaszki biznesowe: bądź gburem lub powiększ rozmiar skrzynki emailowej!
    4. Indie - jedziemy samochodem do cioci Praveeny
    5. Indie w objektywie: susza
    6. Indie krajem biedaczków?
    7. Miłość w Indiach
    Najczęściej odwiedzane posty z poprzednich tygodni:
    1. Dziewczynka z Indii
    2. Punktualny Hindus
    3. Indie a Polska
    Zapraszam na kolejne 7 dni z Indiami.

    piątek, 12 marca 2010

    Miłość w Indiach czyli aranżowane małżeństwa

    Jestem gadułą, więc regularnie zaczepiam pracowników podróżujących ze mną windą na 5 piętro biurowca w Bangalore.

    Jedno z moich ulubionych pytań brzmi:  
    - Jesteś żonaty? (przy odpowiedzi pozytywnej nie brnę dalej).

    Co innego, kiedy pada:
    -"No sir". 
    - A masz już kogoś na oku?
    - Nie mam, ale rodzice już szukają (tu na twarzy odpowiadającego pojawia się najczęściej ciepły i pełny spokoju uśmiech).

    Po 14 miesiącach w Indiach niczemu się nie dziwię. Według nieoficjalnych statystyk 95% małżeństw zawieranych w Indiach jest aranżowana. I tak nieprzerwanie od czwartego wieku...

    P.S. Dla zainteresowanych, więcej szczegółów (po angielsku) na tym blogu.

    czwartek, 11 marca 2010

    Indie krajem biedaczków?

    Forbes właśnie opublikował listę 100 najbogatszych Polaków. Na pozycję lidera powrócił Jan Kulczyk z majątkiem szcowanym na 2,1 miliarda dolarów. Cieszy się człowiek, patrząc jak ludziom udaje się pomnażać majątek. Szczególnie, jeżeli Polacy dostają się na globalną listę najbogatszych. W ujęciu ogólnoświatowym, Kulczyk w tym roku zajął pozycję numer 463. Brawo!

    Indie też chętnie konkurują na arenie międzynarodowej. Ale czy ten biedny, choć ambitny kraj ma choćby jednego szczęśliwca w pierwszej pięćsetce najbogatszych ludzi na świecie?

    Podsumujmy tegoroczny wynik:
    1. Pierwsza dziesiatka najbogatszych na świecie Forbesa zawiera 2 Hindusów 
    2. Pierwsza setka 9 Hindusów
    3. Pierwsza pięćsetka aż 25 Hindusów!
    Listę indyjskich miliarderów otwierają Mukesh Ambani (pozycja nr 4) i Lakshmi Mittal (pozycja nr 5) z majątkami oszacowanymi na 29 i odpowiednio 28,7 miliardów dolarów. Jako ostatni reprezentant Indii w pierwszej pięćsetce uplasował się Yusuf Hamied (pozycja nr 488) z majątkiem 2 miliardów dolarów.

    Najbogatszy Polak jest niewyobrażalnie majętny. Nie zmiania to jednak faktu, że aby dorównać najbogatszemu Hindusowi, musiałby pomnożyć swój majątek prawie czternastokrotnie!

    P.S. Korzystałem z danych zawartych w raporcie opublikowanym w dniu dzisiejszym przez magazyn Forbes: The World's Billionaires

    środa, 10 marca 2010

    Indie w objektywie: susza

    W Bangalore od początku stycznia nie spadła ani jedna kropla deszczu...


    Chłopiec w parku Lalbagh.

    wtorek, 9 marca 2010

    Indie - jedziemy samochodem do cioci Praveeny

    O sporym potencjale gospodarczym Indii pisałem w jednym z poprzednich postów. Niepohamowany wzrost prowadzi do zintensyfikowania konsumpcji wszelkiego rodzaju dóbr materialnych. Piszę tego posta w samochodzie, więc dziś będzie o ruchu drogowym.

    Proszę sobie wyobrazić srebrny, lśniący nowością pojazd Suzuki Maruti Swift. Wsiadamy do samochodu. Za kierownicą nasz kierowca Prakesh, ubrany w biały kubraczek z lśniącymi srebrnymi guzikami. Obok kierowcy usadowi się pan domu, biorąc na kolana dwójkę młodszych dzieci - po drodze będzie co oglądać, a widok z przednich siedzeń najlepszy. Dzieci na przednim siedzeniu zaczynają bawić się pasem, który beztrosko będzie zwisał już do końca podróży. Do tyłu wsiądzie straszy synek, babcia, pani domu i dziadzio. Na kolana załapie się jeszcze dwójka pociotków. Wsiada się łatwo, wślizgując się po folii na siedzeniach. Samochód ma dopiero kilka miesięcy, więc warto ochronić tepicerkę przed nadmiarem kurzu. Dziadzio z uznaniem zauważy, że zaradny pan domu schował za oparcie dolne elementy pasów bezpieczeństwa, które zdecydowanie obniżały komfort podróżowania uciskając cztery litery.

    Kierowca spokojnie odpali maszynę. Wszyscy z nadzieją spojrzą jednocześnie na figurkę Ganesha. Można ruszać! Z bramy wydostajemy się na główną dwupasmówkę, z której już wcześniej słychać było warkot autobusów i kakofonię klaksonów. Ponieważ w naszą stronę zbliża się tylko 7 motocykli, spokojnie można wyjeżdżać. Zahamują.

    Dwupasmowy dywan asfaltowy rozszarza się. Na trzech wyimaginowanych pasach najczęściej bez problemu znajdzie się miejsce dla 4 samochodów, rykszy, dwóch motorków i rowerzysty (wszyscy w jednej linii). Ponieważ na drodze jest bardzo ciasno, większość kierowców składa lusterka boczne. Nie niszczy się na nich lakier, lustro pozostaje nienaruszone na wypadek, gdyby zaszła potrzeba poprawienia kruczo czarnego przedziałka kierowcy. Jedzie się do przodu, po cóż spoglądać do tyłu? Zagęszczenie pojazdów wymaga ciągłego ostrzegania się nawzajem. Prakesh z klaksonu korzysta kilkanaście razy na minutę. Każdy kierowca w Indiach dysponuje wysoce zaawansową telepatią. To klucz do bezwypadkowej jazdy. Droga szeroka, jednokierunkowa niesie nas wespół z rojem innych pojazdów. Nagle pod prąd nadjeżdża ogromna, wymalowana w kwiaty ciężarówka. Nie ma problemu, trzeba było skrócić sobie drogę do najbliższego zjazdu. Dookoła samochodu motory. Na każdym przynajmniej po trzy osoby, cztery, może pięć? Panie obowiązkowo siedzą bokiem. Jazda okrakiem nie przystoi.

    Jak dobrze mieć samochód. Nie trzeba się rozstawać na czas podróży - jak w autobusie - kobiety i dzieci z przodu, mężczyźni z tyłu. Posty w blogu nie mogą być zbyt długie, więc skręcimy lekko w prawo - na przeciwny pas. Co prawda pod prąd, ale znacznie szybciej dojedziemy do cioci Praveeny. Kierowca pozwoli nam wyślizgnąć się z pojazdu, uśmiechając się serdecznie. Dostanie 30 rupii. Pojedzie sobie na chrupiącą dosę warzywną, a my hyc na pięterko - na biryani do cioci Praveeny. Okna u cioci wychodzą na ulicę, którą przyjechaliśmy. W dole taki widok:


    Cała rodzina cieszy się już na powrotną drogę. Zabierzemy ciocię Praveene na krótko do siebie. Posiedzi siedem tygodni, aby następnie wybrać się w kilkumiesięczne odwiedziny do kuzynostwa z Delhi...

    PS. Podobało się? Kliknij na inne posty, aby dowiedzieć się więcej o tym fascynującym kraju. 

    poniedziałek, 8 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: bądź gburem lub powiększ rozmiar skrzynki emailowej!

    Kiedy zacząłem pracę w Bangalore, zupełnie przypadkiem natknąłem się na grupkę pracowników śmiejących się do rozpuku, podziwiając naszego rodzimego Halamę w słynnym skeczu z okładaniem żon. Z dumą w sercu pomyślałem - nie jestem sam, nasi podbijają Indie!

    Przesympatyczny kolega z Bombaju przesłał mi inny zabawny filmik (3 MB), którym postanowiłem podzielić się z Wami na blogu w ramach fistaszków:


    Dlaczego pokazuję film o tresurze psa, skoro miało być o Indiach? Ano prędzej czy później uczynny kolega lub miła koleżanka z Indii zaczną ubogacać Ci skrzynkę mailową wiadomościami tego typu. Tańczący pies dotarł do mnie dzisiaj. Nie razi mnie to, wręcz przeciwnie. Dobrze od czasu do czasu dostać na przykład coś rozweselającego na skrzynkę emailową.

    Kooperując z Indiami lub pracując w tym kraju należy zawczasu zadbać o znaczące rozszerzenie rozmiaru skrzynki mailowej, w przeciwnym razie ani rusz. Zapchają i koniec. W dobrej wierze zapchają.

    Alternatywnie można też odgrywać grubra - wówczas oczywiście żaden Hindus niczego nie podeśle.

    Powodzenia!

    niedziela, 7 marca 2010

    Indie - gdzie mieszkać?

    Co roku 13 milionów nowych pracowników zasila indyjski rynek pracy. To mniej więcej jedna trzecia poplacji Polski! Nic dziwnego, że opisana poniżej Tata Group nie narzeka na brak rąk do pracy. Wszyscy muszą gdzieś zamieszkać. Najczęściej przemieszczają się ze swojej wioski lub miasteczka do dużych aglomeracji takich jak Bombaj, Hyderabad, Chennai, Bangalore czy Delhi, więc w zależności od zasobności portfela będą poszukiwać odpowiedniego lokum.

    Prezentując możliwości ulokowania się w Indiach, skoncentruję się na dwóch ekstremach.

    Pierwsza opcja może zostać wzięta pod uwagę, kiedy zasobność portfela nie należy do porażających. Warunki życia i bogactwo doświadczeń wynikających z takiego wyboru opisuje Gregory David Roberts w książce, którą krótko zrecenzowałem w jednym z poprzednich postów. Dla zainteresowanych podaję też namiar adresowy na jedno z tego typu osiedli (kliknij tutaj).

    Druga opcja wymaga nieporównywalnie większego zaangażowania finansowego i nie odbiega od cen spotykanych w Europie, bardzo często je przebijając. Należy mieć świadomość, że Indie są jednym z głównych beneficjentów globalizacji. Aż 83% nowych miejsc pracy w R&D (badania i rozwój) lokowanych przez międzynarodowe firmy w latach 2004-2007 trafiło do Chin i właśnie Indii. Wysoko wykwalifikowani specjaliści dysponujący sporym dochodem, osiedlają się najczęsciej w idyllicznych osiedlach, które wyrastają tutaj jak grzyby po deszczu. Dobrym przykładem mogą być domy budowane przez jednego z developerów w Bangalore pod szyldem Chaithanya.

    Fotografia domu w kompleksie Chaithanya Smaran.

    Więcej posiadłości tego typu można sobie obejrzeć klikając tutaj.

    Ze względu na niedogodności komunikacyjne (o których napiszę w jednym z kolejnych postów), warto zastanowić się nad odpowiednim wyborem miejsca zamieszkania. Niektórzy koledzy dojeżdzają do pracy ponad dwie godziny w jedną stronę. Mnie najczęściej potrzeba około 20 minut. Trudno narzekać, biorąc pod uwagę fakt, że w Berlinie (w którym pracowałem poprzednio) spędzałem w drodze do pracy pół godziny.

    A ile czasu Tobie zajmuje dojazd do pracy?

    sobota, 6 marca 2010

    Jamshetji - symbol przedsiębiorczości

    Patrząc na moich znajomych w Indiach, widzę sporo przedsiębiorczości. Co rusz ktoś pakuje manatki w firmie, aby przejść "na swoje".

    Podobny zapał miał w sobie Jamshetji - młody i ambitny człowiek z małego miasteczka w Gudżaracie. Na przełomie XIX wieku, dzieli się wizją stworzenia:
    1. Potężnej huty stali
    2. Elektrowni wodnej
    3. Jedynego w swoim rodzaju hotelu
    4. Światowej klasy instytutu naukowego
    Jak to często w życiu bywa, mimo ogromnej aktywności biznesowej nie starczyło mu czasu, aby zrealizować wszystkie zamierzenia. Z małym wyjątkiem: kiedy według znanej w Indiach legendy Brytyjczycy odmawiają mu wstępu do jednego z najznamienitszych hoteli w Bombaju, Jamshetji z pełną determinacją oddaje się budowie najbardziej luksusowego hotelu w Indiach. The Taj Mahal Hotel został zainaugurowany trzeciego grudnia 1903 roku. Jamshetji umarł zaledwie pięć miesięcy później i pewnie nikt oprócz mieszkańców najbardziej ekskluzywnego hotelu w Indiach nie wspominałby jego osoby po dziś dzień.

    Wizja Jamshetji'ego Nusserwanji Taty, bo tak brzmiało pełne nazwisko bohatera tego posta, została głęboko zakorzeniona w świadomości jego potomków, owocując stworzeniem jednej z największych firm na świecie - Tata Group. A co z realizacją wcześniej wspomnianych planów Jamshetji'ego?
    1. Tata Steel to dziś najpotężniejszy producent stali w Indiach i Azji oraz piąty co do wielkości producent na świecie.
    2. Tata Power jest największym prywatnym producentem prądu w Indiach o łącznej mocy 2300 MW.
    3. Wyżej opisany już hotel The Taj Mahal jest nadal najbardziej znanym i szanowanym hotelem w Indiach.
    4. The Indian Institue of Science stał się symbolem ukoronowania wizji bohatera tego posta.
    Tata Group to zespół firm działających w ponad 80 krajach (w branży informatycznej, telekomunikacyjnej, samochodowej, stalowej, enrgetycznej, chemicznej oraz usług finansowych i hotelarskich). Znanymi markami w Polsce są n.p. Jaguar, Rover i Tetley (producent herbat). Więcej szczegółowych informacji można znaleźć klikając tutaj (dokument w formacie pfd).

    Dla porównania, szacowany roczny przychód Tata Group za rok 2009 ponad trzykrotnie przekroczył przychód największej polskiej grupy PKN Orlen.

    Warto mieć marzenia!

    Expat w Indiach - podsumowanie tygodnia

    Minął kolejny tygodzień profesjonalnego blogowania o Indiach. Oto podsumowanie postów:
    1. Dochody w Indiach
    2. Podatki w Indiach (DWP po 73 dniach)
    3. Holi - nie wychodź do pracy (praktyczne wskazówki)
    4. Fistaszki biznesowe: punktualny Hindus (praktyczne wskazówki)
    5. Dziewczynka z Indii (opieka medyczna w Indiach)
    6. Indie w objektywie: odczuwalna temperatura (fotografie)
    7. Fistaszki biznesowe: Done czyli zrobione? (praktyczne wskazówki)
    Zapraszam na kolejne 7 dni z Indiami.

    piątek, 5 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: Done czyli zrobione?

    W poprzednich fistaszkach zajmowałem się hinduską wersją słowa tak (kliknij tutaj, aby przeczytać tego posta). Dzisiaj chciałbym poświęcić parę słów bardzo popularnemu sformułowaniu, które można usłyszeć przynajmniej kilkanaście razy dziennie. Chodzi o prosty wyraz "done" (dla obcokrajowca w Indiach oznaczający "zrobione").

    Kiedy człowiek słyszy podczas rozmowy telefonicznej czy spotkania czteroliterowe zapewnienie "done" ze strony hinduskiego kolegi, serce roście. Nie dość, że i tak już ciężko harują, to jeszcze bez najmiejszych dyskusji zgadzają się na dodatkowe wymagania. Nie ma grymasów, marudzenia, smutnej miny - jest tylko krótkie i przyjemne dla ucha "done".

    Odkłada człowiek słuchawkę (lub wychodzi ze spotkania) i myśli: przynajmniej jeden temat zamknięty!

    W opararciu o moje doświadczenia, "done" może oznaczać:
    1. Zajmę się tym jeszcze dzisiaj, a może jutro (25% przypadków)
    2. Zastanowię się nad tematem w przyszłym tygodniu (45% przypadków)
    3. Kiedyś się z tym uporam (30% przypadków)
    Zanim wpadniesz w euforię wynikającą z międzykontynentalnej współpracy, zastanów się, która wersja słowa "zrobione" może Ci się przytrafić. Powodzenia!  

    PS. Wyjątkiem jest oczywiście Ganesh opisany w poście o punktualnym Hindusie.

    czwartek, 4 marca 2010

    Indie w objektywie: odczuwalna temperatura

    Kilku czytelników poprosiło mnie o pokazanie fotografii z Indii. Postaram się sprostać temu wyzwaniu i co jakiś czas będę umieszczał posta fotograficznego.

    Dziś fotka na temat odczuwalnej temperatury:


    Zdjęcie zostało zrobione o poranku w Delhi (temperatura 32*C).

    środa, 3 marca 2010

    Dziewczynka z Indii

    Dzisiejszy post będzie miał charakter bardzo osobisty. Expat w Indiach chciałby podzielić się z czytelnikami kolejnym ważnym doświadczeniem życiowym, które przydarzyło mu się podczas pracy w Indiach.

    Uderzeniom w kolejne przyciski klawiatury autora tego bloga przysłuchuje się jego Córeczka, która dokładnie 24 godziny temu przyszła na świat w Bangalore. Całkowita bezbronność pozwala jej w pełni doświadczyć indyjskiej codzienności, powąchać jak pachnie i usłyszeć jak szumi szpital, który w 100% poświęcony jest noworodkom. Nazywa sie The Cradle – Kołyska.

    Wszystko utrzymane tu jest w kolorach niebieskim i różowym – od ścian, ubioru personelu, po baloniki przymocowane do kołyski Córeczki. Pokój, w którym spędziła większość czasu z rodzicami, przypomina bardziej Krakowski Hotel Sheraton, niż tradycyjne porodówki na południu Polski, skąd pochodzą Jej rodzice.

    Imponujący angielski lekarzy zatrudnionych w szpitalu został naturalnie wzbogacony podczas pracy w Stanach, Australii i Wielkiej Brytanii. Pielęgniarki dyskretnie dowiadują się w czym jeszcze mogą wspomóc zmęczoną Mamę Maleństwa. Nie każdy rodzi się z naturalną umiejętnością wymiany pieluszki czy karmienia piersią wyjątkowo kruchego noworodka.

    Krzyczący całą noc Niemowlak nie denerwuje personelu medycznego – wręcz przeciwnie. To oni starają się uprzyjemnić mu pierwszy kontakt ze światem. Z czułością otulają jego delikatne jestestwo kocykiem,  uśmiechając się do niego ciepło. Jest czyściutko. Kilka godzin po urodzinach pojawia się torcik, którym można poczęstować odwiedzających. Po południu zjawi się pani dietetyk, która opowie czym się odżywiać, aby ułatwić rodzicom i Maleństwu pierwsze miesiące życia. Mógłbym tak jeszcze bez końca, ale nie o to chodzi.

    Jeszcze nigdy nie odwiedziłem szpitala prowadzonego z pasją. Tutaj czuje się ją na każdym kroku.

    Chciałbym się tutaj urodzić!

    wtorek, 2 marca 2010

    Fistaszki biznesowe: punktualny Hindus

    Czy Polacy są punktualni? Różnie z tym bywa, ale się staramy.

    W przeciwieństwie do Polaków, Hindusi zawsze są punktualni. Oczywiście w ramach własnego poczucia czasu. Jak to wygląda w praktyce? Ano Polak taki jak ja, wytresowany przez zachodnich sąsiadów, u których się wcześniej mieszkało i pracowało, zjawia się na spotkaniach o czasie lub na krótko przed. Nigdy minutę później!

    No i zjawiałem się na spotkaniach z moimi hinduskimi kolegami o czasie lub na krótko przed – broń Boże minutę później. Zjawiałem się po żołniersku, przygotowany, rządny rzeczowych dyskusji, zapalony do działania. Wszystko w zgodzie z perfekcyjnymi doświadczeniami w „perfekcyjnych” krajach. Siedziałem na tych spotkaniach sam, początkowo podejrzewając, że coś się stało, pociąg się wykoleił, samolot nie doleciał, samochód się zapalił. Po najwcześniej 10-15 minutach pojawiały się pierwsze niedobitki z uśmiechem na twarzy – zupełnie bez trwogi. Co się stało? - próbowałem dociekać  – ależ nic się nie stało, przecież jesteśmy – odpowiadali z rozbrajającym uśmiechem.

    Po jakiś 3 miesiącach dotarło do mnie, że mam do czynienia z innym poczuciem czasu. Oni nigdy się nie spóźniali, to ja byłem za wcześnie! Spotkań nie zaczyna się o umówionej godzinie, tylko wówczas, kiedy ta godzina dojrzeje. Spotkań absolutnie nie zaczyna się od żołnierskiego „Cześć, jak leci? OK, przejdźmy do rzeczy...”. Początek spotkania to okazja do dyskusji o dzieciach, nadchodzącym święcie Holi, wyprawie na plantację kawy, w najgorszym wypadku o zupełnie nie związanych z tematem „meetingu” sprawach zawodowych. Do rzeczy przechodzi się dopiero po wszystkich rytułałach, wiedząc co i jak u innych. Bez tego ani rusz.

    Nabrałem przyzwyczajeń, jestem punktualny po hindusku. Ganesh, mój dobry kolega i szef jednego z zespołów pracujących dla mnie w Bombaju zaczyna już ubolewać. Adam, co się z Tobą dzieje? Mamy nasze spotkanie o 10-tej czy nie? 

    Ganesh pracował pół życia z Niemcami i Finami. Nie wyobraża sobie, że można się choćby o minute spóźnić na spotkanie!