niedziela, 21 marca 2010

Fistaszki biznesowo-podróżnicze: survival w Indiach

Ktoś słusznie stwierdził, że Indie można pokochać albo szczerze znienawidzić.

Wyobraź Sobie upalne przedpopołudnie. Poprzednia noc przemęczona w międzykontynentalnym samolocie. Udało Ci się raptem zasnąć na kilkanaście minut. W głowie nadal szum silników i osłabiające zmęczenie. Żeby nie marnować czasu, ruszasz w miasto. Twój hotelik stoi przy ruchliwej dwupasmówce. Kierujesz się w stronę przystanku autobusowego po drugiej stronie ulicy:



Uff, udało się. Wszystkie części ciała nadal na swoim miejscu. Wystarczy wsiąść do autobusu, który właśnie nadjeżdża:



Chaotyczny ruch uliczny (o którym pisałem także tutaj), to tylko skromna uwertura do tego, co jeszcze spotka Cię pierwszego dnia w Indiach!

Spokojnie możesz liczyć na wszechobecny hałas, niewiarygodnie ostre jedzenie, uciążliwy upał, tnące insekty, nieprzyjemne zapachy, zanieczyszczenie powietrza, napastliwych żebraków i przytłaczające tłumy ludzi...

Otwarty umysł i chęć poznania kraju to zdecydowanie za mało, żeby sobie z tym wszystkim poradzić. Ci, którzy przyjeżdżają na urlop, pocieszają się tym, że już powiedzmy za dwa tygodnie wrócą do "normalności". Ci z kolei, którym przyszło w Indiach mieszkać i pracować, próbują uciekać na urlopy choćby do bardziej cywilizowanych części Azji, a zdecydowanie najlepiej do Europy!

Przez kolejne siedem dni (w ramach fistaszków biznesowo-podróżniczych) zajmę się adaptacją w Indiach. Opowiem kilka anegdnot, ale przede wszystkim o tym, jak praktycznie radzić sobie z hałasem, pikantnym jedzeniem oraz wszystkimi innymi niedogodnościami, które mogą Cię spotkać w tym wyjątkowo ciekawym kraju. Porady znajdą zastosowanie tak dla podróżników, jak i dla tych, którym (podobnie jak mnie) przyszło cieszyć się Indiami dłużej niż miesiąc czy dwa tygodnie.

Zapraszam serdecznie!

Brak komentarzy: