piątek, 30 kwietnia 2010

Tania siła robocza?

Po długim locie z Europy nie dane mi było dzisiaj wypocząć. Pogodziwszy się z niedoborem snu, udałem się na rodzinny spacer o 6:00 rano (najlepszy moment dnia o tej porze roku). Sąsiad o metalicznie brzmiącym imieniu Czandan własnie wracał zziajany po partii tenisa:

- Dawnośmy się nie widzieli... zacząłem rozmowę.
- Faktycznie, przenieśliśmy się do miasta - syn ma bliżej do szkoły.

Szybko przypomniałem sobie, że parę miesięcy wcześniej rozmawialiśmy o zbliżającej się maturze chłopaka.

- To co, wysyłasz go na studia do Stanów czy Wielkiej Brytanii? - zapytałem, nawiązując do indyjskiej tradycji edukowania synów i córek w odległych krajach.
- Ależ skąd! Syn chce zostać inżynierem. To się studiuje na miejscu!
- ???
- Tak, tak... mamy już tylu profesorów, którzy wykładali na najlepszych uczelniach na świecie, że nie ma potrzeby wysyłać dzieci za granicę. Wystarczy dobry instytut w kraju. Tylko piekielnie ciężko się tam dostać. Dlatego mieszkamy niedaleko szkoły, żeby nie marnować czasu na dojazdy. Musi zdać! Jeśli się nie uda, w najgorszym wypadku pojedzie za granicę.
- Aha... no to powodzenia! - wydusiłem z siebie krótko.

Rolls Royce właśnie podpisał z indyjską firmą Tata Consultancy Services* umowę na utworzenie w Bangalore centrum usług inżynieryjnych. Brytyjski potentat chce w ten sposób usprawnić proces projektowania i tworzenia swoich produktów.

Syn Chandana raczej nie będzie miał problemów z pracą po studiach.

*O początkach koncernu Tata, do którego także należy TCS, pisałem tutaj.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Ciarki na plecach

Trudno w to uwierzyć, ale spora część mieszkańców Indii ma głęboko zakorzenioną flegmatyczność, która objawia się w różnych sytuacjach. Jadąc z pracy do domu, często truchleję z przerażenia, widząc ludzi usuwających się w ostatniej chwili z drogi przed pędzącą ciężarówką, autobusem czy samochodem osobowym. Nie pomaga trąbienie, mruganie światłami. Cały czas ma się wrażenie, że kuszą los.

Oto przykład:


Speed rail India

Na przejeździe kolejowym, który codziennie mijam, scenki tego typu można kręcić regularnie. Włos się na głowie jeży, ciarki przechodzą po plecach, zimny pot człowieka oblewa, a oni jakby nigdy nic, ryzykują dalej....

środa, 21 kwietnia 2010

Indie w objektywie: elektryczność

Wczoraj pisałem elektryczności. Dzisiaj będzie fotografia:

Cochin, dzielnica żydowska
Utrata podczas przesyłu prądu elektrycznego do użytkowników w Indiach wynosi średnio 35%.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Fistaszki biznesowe: elektryczność

Indie to kraj o nieustannie rosnącym apetycie na energię elektryczną. Mimo rządowych starań, przerwy w dostawie energii w dużych miastach są na porządku dziennym. Pamiętasz to z dzieciństwa? Nagle gaśnie światło, robi się ciemno w całej okolicy, zapala się świeczki...

Według Banku Światowego, około 40% mieszkańców Indii nie musi borykać się z problemem gasnących żarówek, ponieważ nie ma dostępu do energii elektrycznej. Rządowa strategia rozwoju elektryczności przewiduje rozwiązanie problemów z elektrycznością do roku 2012.

Zanim problem zostanie usunięty, zachęcam do przyjazdu do Indii. Większość budynków biurowych, hoteli oraz osiedli posiada własne generatory prądu, które włączają się w kilka sekund po przerwie w dostawie energii elektrycznej. Początkowo bardzo mi to odpowiadało. Głęboko skoncentrowany na pracy, zanurzałem się otchłań emaili, dokumentów, prezentacji, aż tu nagle

ciach
!

Prąd znikał na moment, gasły światła, zapalały się tylko pojedyncze żarówki i ogarniała człowieka trudna do opisania błogość. Wyrwany z transu spoglądałem przez okno na soczyście niebieskie niebo i błyskawicznie wracałem do rzeczywistości. Przypominałem sobie, że czas na krótkiego maila do najbliższych, czasami chwytałem za telefon, żeby zadzwonić do kogoś, kogo pewnie zaniedbałbym w nawale pracy.

Na koniec kilka porad praktycznych.
  • Polskie wtyczki pasują do większości lokalnych gniazdek nowego typu. W razie niekompatybilności, można sobie kupić przyzwoity adapter za około 2 złote. 
  • Napięcie wynosi 240 V a częstotliwość 50 Hz. 
  • Na lotniskach często można znaleźć punkty doładowywania telefonów komórkowych z wtyczkami pasującymi do większości modeli. 
  • Prąd z osiedlowego generatora zdoła zasilić większość urządzeń za wyjątkiem pralki, elektrycznego czajnika czy klimatyzacji. 
  • Różnego typu zasilacze awaryjne (tzw UPS) dostępne są w większości sklepów z artykułami elektrycznymi. 
Miłośnicy świeczek też nie będą narzekać. Jest ich tutaj co niemiara!

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Bolek i Lolek w Indiach: uważaj na drapieżne koty

Bolek i Lolek towarzyszyli mi przez prawie całe dzieciństwo. Oto ich wyprawa do Indii:



Przygody Bolka i Lolka powtarzają kolejne pokolenia mieszkańców Indii. W zeszłym roku na campus jednego z uniwersytetów w Mysore (Vidhyavardhak Engineering College) zawitał lampart. Zanim udało się go unieszkodliwić, zranił trójkę studentów (kliknij tutaj, aby przeczytać opisujący to zdarzenie artykuł).

sobota, 17 kwietnia 2010

Samochodzik na baterie

Podczas gdy wielkie koncerny samochodowe zmagają się z wyprodukowaniem coraz bardziej ekologicznych samochodów, Indie mają swój elektryczny pojazd na ulicach już od 9 lat!

Autko rozmiarem przypomina Smarta (długość 2,6 m, szerokość 1,3). Ładuje się je podpinając je do kontaktu w garażu na 6-8 godzin. Zasięg w zależności od zastosowanych akumulatorów to 80-100 km. Maksymalna prędkość to 81 km/h.

Fotografia: diablomotor.com

Mój sąsiad Ravi jeździ tym pojazdem codziennie do pracy i bardzo go chwali. Zanim przylecisz do Indii z zamiarem przetestowania Revy na tutejszych ulicach, radzę zapoznać się z postem o ruchu drogowym.

piątek, 16 kwietnia 2010

Fistaszki biznesowo-podróżnicze: jaki napiwek?

Przyjeżdżając do nowego kraju nie ma człowiek pewności czy i jakimi napiwkami powinien uszczęśliwiać lokalne społeczeństwo.

O ile Chiny skrajnie odbiegają od naszych europejskich wyobrażeń, Indie mają zbliżone wyobrażenie na temat dodatkowych kwot uzupełniających rachunek.

W indyjskich restauracjach standardowy napiwek to 5-10%. W hotelu za każdą walizkę radzę odwdzięczyć się kwotą minimum 2-5 rupii.

Fistaszki biznesowe: różnica czasu

Indie mają jedną ciekawą przewagę nad krajami europejskimi. Kiedy mieszkańcy Europy zaczynają się budzić,  Indiach pracują już na pełnych obrotach. Kilkugodzinna różnica czasu daje ogromne poczucie komfortu.

Oni  tam na zachodzie jeszcze smacznie śpią (myślą sobie moi koledzy w Indiach), a my mamy czas, żeby ze wszystkim się spokojnie uporać. Kiedy będą nam przesyłali kolejne zadania, będziemy w domu spokojniutko odpoczywali po kolejnym dniu pracy.

Różnica czasu między Polską a Indiami wynosi 3,5 godziny w czasie letnim i odpowiednio 4,5 w czasie zimowym. Nie ukrywam, że jako mieszkańcowi Indii bardzo mi to odpowiada!

PS. Wszystkim zainteresowanym różnicami czasu polecam stronę World Time Zone

czwartek, 15 kwietnia 2010

Indie w objektywie: środki lokomocji

Auto ryksza (lokalne nazwy to także tuk-tuk, trishaw, auto, rickshaw, autorick, bajaj, rick lub baby taxi ) jest jednym z popularniejszych środków lokomocji. Najszybsze modele potrafią gnać z prędkością 70 km/h!

środa, 14 kwietnia 2010

Pogrzeby w Indiach

Jednym z najpopularniejszych miejsc pochówku wyznawców hinduizmu jest położone nad Gangesem święte miasto Varanasi. Przez całą dobę płomienie pochłaniają kolejne dowody ludzkiego istnienia.

W zależności od zamożności rodziny zmarłej osoby, stosy układa się z drewna sandałowego lub wykorzystuje niedopałki z poprzednich palenisk. Ludzie, nierzadko z daleka, transportują ciała bliskich, aby po spaleniu ich prochy zwrócic świętej rzece.

Ceremonie palenia zmarłych odbywają sie publicznie, więc każdy może w nich uczestniczyć.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Fistaszki biznesowe: odlatujemy z Indii

Publikacja tego posta przesunęła się z powodu tragedii lotniczej, która wydarzyła się w Smoleńsku, o czym pisałem tutaj.

W zeszłym tygodniu opisałem przylot do Indii (kliknij tutaj aby dowiedzieć się więcej).  Dziś napiszę o odlocie.

Opis będzie dotyczył większych lotnisk (Bombaj, Chennai, Bangalore). Na mniejszych lotniskach (typu Goa), procedury nie muszą być tak skomplikowane.

Zacznijmy od tego, że lotniska w Indiach strzeżone są przez wojsko. Może się zdarzyć, że kierowca zapomni w nocy wyłączyć długich świateł (na których jeździ się w Indiach prawie permanentnie, aby poprawić sobie widoczność). Wówczas Bogu ducha winny pasażer podziwia kilkunastominutową sprzeczkę między prowadzącym samochód a wojskiem. Jeden z moich odlotów z perypetiami wojskowymi opiszę już niedługo.

Wróćmy do tematu. W erze elektronicznych biletów rzadko zdarza się, że dysponuje się (jak jeszcze kilka lat temu) wydrukowanym biletem. W najlepszym wypadku ma się jakiś wydruk potwierdzenia lub samego emaila. Niektórzy korzystają z tzw check-in'u na telefon i... wtedy zaczynają się schody.

Potwierdzenie lotu: Do wnętrza budynku lotniska w Bangalore nie wpuszcza się osób bez ważnego biletu! Przed wejściem stoi wojskowy z obowiązkowym wąsem, który skrupulatnie sprawdza czy ma się jakieś potwierdzenie. Jeżeli go nie ma, pan żołnierz zajrzy do kartonu z niekończącymi się listami pasażerów. Zanim znajdzie obco brzmiące nazwisko Brzęczyszczykiewicz mija kilka, a czasami kilkanaście cennych minut.

Pieczątka na wydrukowanej w domu karcie pokładowej: Załóżmy jednak, że szczęśliwie udało się wejść na lotnisko. Jeżeli ma się wydrukowaną wcześniej kartę pokładową, można niesłusznie zakładać, że z bagażem podręcznym udaje się prosto do kontroli bezpieczeństwa. Nie w Indiach. Na karcie pokładowej musi być pieczątka przystawiona w okienku odprawy. Bez tego nie wpuszczą Cię na kontrolę bezpieczeństwa.

Etykietki do umieszczenia czerwonej pieczątki i alternatywnie nazwiska oraz adresu na wszystkich elementach bagażu podręcznego (łącznie z damskimi torebkami i pokrowcami na kamery czy aparaty): o tym za momencik.

Karteczka z informacjami dot. odlatującej osoby (departure card): pobiera się ją przy odprawie bagaży.

Ważna wiza: Po uzyskaniu karty pokładowej lub pieczątki na wydrukowanej własnym sumptem takowej karcie czas na kontrolę paszportu i karteczki zawierającej dane odlatującego. W razie przedłużenia sobie pobytu bez przedłużenia wizy (co często zdarza się odwiedzającym różnego rodzaju indyjskich guru lub zabieganym biznesmenom) może się okazać, że jednak nie odlecimy. Kolejnym krokiem jest pan sprawdzający czy jego poprzednik wbił do paszportu pieczątkę z datą odlotu.

Kontrola bezpieczeństwa: osobne kolejki dla pań i panów. Schody zaczynają się kiedy mąż stoi z żoną w damskiej kolejce pomagając jej przy bagażu podręcznym. Po przeskanowaniu bagaży należy pamiętać aby na wcześniej otrzymane etykietki z nazwiskiem i adresem (patrz powyżej) panowie wojskowi przybili czerwoną pieczątkę z datą. Bez takiej pieczątki nikt w Indiach nie wpuści was do samolotu.

I już po wszystkim! Jeśli nie zgubisz karteczek z czerwoną pieczątką przymocowanych do Twojego bagażu, bez problemu wpuszczą Cię do samolotu. Możesz odsapnąć i spokojnie napić się aromatycznej kawy.

Indyjskie lotniska zalecają zjawić się na trzy godziny przed odlotem. W rzeczywistości można przejść całą procedurę a kilkanaście lub kilkadziesiąt minut.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Dzień bez posta

W zeszłą środę na lotnisku, tuż przed odlotem do Chin, umieściłem posta o procedurach związanych z przylotem do Indii (kliknij tutaj, aby go przeczytać). Zaanonsowałem też kolejnego posta o tej samej tematyce, który miał się pojawić właśnie w tym miejscu.

W świetle tragedii, która wydarzyła się wczoraj pod Smoleńskiem, postanowiłem przesunąć umieszczenie gotowego już lotniczego fistaszka o odlocie z Indii na dzień jutrzejszy... 

Zamiast rozpisywać się o własnych odczuciach, odsyłam do lektury krótkiego tekstu napisanego przez Jana Turnaua (kliknij tutaj).

środa, 7 kwietnia 2010

Fistaszki biznesowe: przylatujemy do Indii

Druga w nocy - ja znowu na lotnisku. Dzisiaj będzie więc o lataniu.

Przylot do Indii nie stanowi jakiegoś specjalnego wyzwania. Na pokładzie można obejrzeć bollywoodzkie hity, posmakować indyjskiej kuchni i zapoznać się z sąsiadem, który własnie wraca z Chicago do rodzinnego Chennai. Ci którzy zapomnieli wizy, polecą tą samą maszyną w powrotnym kierunku, pozostali przejdą przez sito piecząteczek, paraf i odrywania świstków od karty emigracyjnej. Jedynym momentem grozy może być Twoja walizka z umieszczonym na niej białą kredą krzyżem opisanym okręgiem. Ci, którzy mają taki znaczek albo idą do toalety pozbyć się znaczka, albo tak jak ja uczciwie przechodzą szczegółową kontrolę bagażu.

Wychodzimy z lotniska, przy barierce oddzielającej świat latających od świata odbierających podróżnych - mrowie kierowców z tabliczkami. Na tabliczkach nazwiska lub imiona. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Po 15 minutowym skanie zawsze znajdziesz swojego, chyba że organizatorzy znowu nawalili...

Jeśli nie nawalił, kierowca natychmiast przejmie walizki, a Ty ciesząc się na przyjemnie ciepłą pogodę, możesz spokojnie maszerować obok. W przeciwieństwie do taksówkarzy z Chin nie trzeba będzie obawiać się, że Indus każe Ci się męczyć osobiście z bagażem (w Indiach to nie do pomyślenia). Możesz spokojnie wsiadać do samochodu – zaczyna się podróż w otchłań wszelkiego rodzaju pomocników, którzy gotowi są nawet ponieść Twoją butelkę wody. Po drodze z lotniska może Cię spotkać to, co opisałem w jedym z poprzednich postów (kliknij tutaj, aby go przeczytać).

Welcome to India.  

PS. Kolejny post będzie o znacznie bardziej skomplikowanym odlatywaniu.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Fistaszki biznesowo-podróżnicze: adresy szpitali

O wizycie u lekarza pisałem tutaj. Dzisiaj na wszelki wypadek praktyczna lista polecanych szpitali w dużych aglomeracjach miejskich:

Bangalore

Manipal Hospital
Adres: 98 Rustom Bagh
Airport Road
Bangalore Karnatka 560017
Telefon: 91 80 25266646/ 25266447
Email: corporate@manipalhealth.com


Wockhardt Hospital & Heart Institute
Adres: 114 Cunningham Road
Bangalore Karnatka 560052
Telefon: 91 80 22281146
Email: care@wockhardthospitals.com


Kolkata

Apollo Gleneagles Hospital
Adres: 58 Canal Circular Road
Kolkatta West Bengal 700054
Telefon:     91 33 2320 3040/ 2122 / 2003 / 2004 / 2006
Email:     ckchaubey@rediffmail.com

Woodlands Hospital & Medical Research Centre Ltd
Adres:     8/5 Alipore Road
Kolkata West Bengal 700027
Telefon:     91 (0) 33 24567075 / 89
Email:     abhijit.sarkar@woodlandhospital.in


Chennai

Apollo Hospitals Enterprise Ltd
Category:     Hospital
Adres:     21, Greams Lane
off Greams Road
Chennai Tamil Nadu 600006
Telefon:     91 44 28293333 / 1066
Email:     info@apollohospitals.com

MIOT Hospitals
Adres:     4/112, Mount Poonamalle Road
Manapakkam
Chennai Tamil Nadu 600089
Telefon:     91 (0) 44 22492288 / 42002288
Email:     billing@miothospitals.com


Hyderabad

Apollo Health City
Adres:     Jubilee Hills
Hyderabad Andhra Pradesh 500033
Telefon:     91 (0) 40 23607777 / 23554563
Email:     apollohyd@apollolife.com

Kamineni Wockhardt Hospitals
Category:     Hospital
Adres:     D. No. 4-1-1227
King Koti Road
Abids
Hyderabad Andhra Pradesh 500 001
Telefon:     91 (0) 40 66924444 / 24763001/24763014
Email:     sudhaker.jadhav@wockhardthospitals.com


Bombaj

Breach Candy Hospital
Adres:     60-A Bhulabhai Desai Road,
Mumbai Maharahstra 400 026
Telefon:     91 22 23671888 / 23672888
Email:     info@breachcandyhospital.org

Lilavati Hospital & Research Centre
Adres:     A-791 Bandra Reclamation,
Bandra (West)
Mumbai Maharashtra 400050
Telefon:     91 (0) 22 26751000/ 26568000 Extn: 2307 / 4087
Email:     marketing@lilavatihospital.com


New Delhi

Indraprastha Apollo Hospitals
Adres:     Sarita Vihar
Delhi - Mathura Road
New Delhi Delhi 110076
Telefon:     91 11 26925858/ 26925801 Extn: 1715
Email:     ruby_r@apollohospitals.com

Max Devki Devi Heart & Vascular Institute
Adres:     Max Devki Devi Heart & Vascular Institute
2 Press Enclave Road
Saket
New Delhi Delhi 110017
Telefon:     91 11 26515050
Email:     hari.boolchandani@maxhealthcare.com


Po ambulans raczej nie ma sensu dzwonić. W razie problemów radzę udać się do szpitala na własną rękę.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Odwiedziny w Indiach

W Polsce wesoło, bo właśnie trwa śmigus dyngus. W Indiach celebruje się podobne święto kilka tygodni wcześniej. O Holi, bo tak nazywa się to święto, pisałem pod koniec lutego (kliknij tutaj aby przeczytać tego posta).

Dzisiaj zajmę się tematem odwiedzin w Indiach.

Zasada "Gość w dom, Bóg w dom" przyświeca każdemu znanemu mi obywatelowi Indii. Radość z wizyty bliższych i dalszych znajomych kwitnie na każdym kroku. Można oczywiście umawiać się wcześniej na spotkanie, ale nie ma to jak spontaniczne odwiedziny u niczego nie spodziewających się znajomych.

Przyjechałem do Indii ze skrajnie odmiennej, też obcej mi kultury. Niemcy lubią się spotykać, ale:
  • termin musi być ustalony przynajmniej kilka dni wcześniej
  • 24 h przed spotkaniem na wszelki wypadek potwierdza się wizytę
  • po drodze dzwoni się do odwiedzanych, aby upewnić ich, że jest się już za tym to a za tym skrzyżowaniem
  • starannie planuje się czas, aby pojawić się co do minuty (najlepiej wysłać sobie zaproszenie Outlookiem).
W Indiach każdy co prawda ma Outlooka na komputerze, ale stosuje się go przeważnie, aby zaznaczyć dni wolne od pracy tudzież ważne święta religijne.

Krótko po naszym przybyciu do Indii z Berlina, sympatyczni sąsiedzi zaprosili nas na kolację (natknęliśmy się na siebie na porannym spacerze).
- Siódma pasuje? - upewnił się uprzejmie Gopal.
- Ależ oczywiście! - potwierdziliśmy z radością.

Zgodnie z umową, po niemiecku, minutę przed siódmą stanęliśmy na progu domu Gopala. Jakoś tak dziwnie ciemno w oknach było, ale co tam - pewnie lubią siedzieć po ciemku, skonstatowaliśmy spokojnie.
Punkt siódma nacisnąłem przycisk dzwonka. Odpowiedziała mi głucha cisza... Postaliśmy skonsternowani jeszcze jakieś kilkadziesiąt sekund, aby ponowić próbę. Ding, dong - rozległ się przyjemny dla ucha dzwonek do drzwi. Tym razem coś poruszyło się na piętrze! Świetnie, pomyślałem w duchu. Kto puka, temu będzie otworzone. Faktycznie, w drzwiach pojawił się mały chłopiec z kompletnie zdziwioną miną.
- Cześć, jak się masz? - zagaiłem po przyjacielsku
- Dobrze...
- Przyszliśmy odwiedzić Twoich rodziców.
- Aha???
- Tak, umówiliśmy się z Tatusiem, że wpadniemy do was dziś wieczorem.
- Hm, mama pojechała do sklepu.
- Do sklepu? Aaaa, to my już sobie pójdziemy...

Z nosem na kwintę wróciliśmy do domu. Wystawili nas. Zupełnie jak dzieci daliśmy się nabrać. Ale w końcu jest piątek wieczór. Może nie ruszymy w miasto, ale przynajmniej napijemy się wina, podjemy sera, posłuchamy muzyki. Co tam, w końcu ze sobą było nam zawsze najlepiej. Carpe diem!

Zapomnieliśmy o nieudanym spotkaniu, minęła już dobra godzina od rozczarowującego stania na progu. Wieczór rozpoczął się na dobre. W tle nucił coś świeżo odpakowany Sinatra, ser apetycznie zapachniał na stole, a wino oparło się o ściany kieliszków. Dbał o nas ciepły indyjski wieczór z intensywną poświatą księżyca wpadającego przez okna - cóż można chcieć więcej?

Stuknęliśmy się kieliszkami i wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Ding dong, w drzwiach stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Gopal. Kiedy zobaczył kieliszki i świece, minka mocno mu zrzedła.
- Myślałem, że się dzisiaj umawialiśmy? - zapytał niepewnie
- Jasne, byliśmy nawet u Was o siódmej... - odparłem twardo (tak po niemiecku)
- A, o siódmej to ja dopiero z pracy dojeżdżałem do ostatnich świateł przed naszym osiedlem.
- OK, nie ma sprawy, możemy się przecież spotkać innym razem - odparłem, próbując nie palić mostów.
- Jak to, przecież wszystko gotowe, czekamy na Was! - odparł szczerze zdziwiony Gopal.

Trudno się było oprzeć jego zapraszającej, ale i trochę zasmuconej mimice. Zdmuchnęliśmy świece, zamknęliśmy chałupę i ruszyliśmy we trójkę na spotkanie. Dom jaśniał z daleka, w środku pełno ludzi, radość, śmiechy. Impreza faktycznie się udała, a my znowu czegoś się nauczyliśmy.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Przebłagać Allacha

7 czerwca 1631 roku potężny indyjski cesarz Szahdżahan traci swoją ukochaną żonę, która właśnie powiła mu kolejnego potomka. Śmierć młodej i pięknej Mumtaz, bo tak nazywała się zmarła, pozbawia władcę profesjonalnego wsparcia politycznego i osobistego poczucia bezpieczeństwa, o które pieczołowicie dbała małżonka.

Cesarstwo wykreowane przez dziada Szahdżahana - Akbara, tak efektywnie sterowane we dwoje, przestaje cieszyć i interesować załamanego wdowca. Przez długi czas nie zajmuje się żadnymi sprawami państwowymi, aby wreszcie nakazać dwa lata nadzwyczajnej żałoby.

Szahdżahan, odziany od tej pory w żałobną biel, wyrzeka się ulubionej muzyki, rezygnuje z pachnideł, tonąc jednocześnie w nieustającym żalu. Ogłuszony rozpaczą, w końcu uświadamia sobie, że bezpowrotnie utracił swój skarb. Dociera do niego także, że Mumtaz nie spotka się z nim w raju. Islam jest w tej kwestii nieugięty - dla kobiety nie ma tam miejsca. Ulemowie (uczeni w piśmie) otrzymują nakaz przestudiowania wszystkich dostępnych ksiąg. Być może istnieje wyjątkowa klauzula, pozwalająca na ustępstwo od twardej reguły? Przecież wielkoduszna, pogodna i cierpliwa cesarzowa była nie tylko uosobieniem niewieścich cnót, ale i skutecznym politykiem oraz pełnokrwistą władczynią. Odpowiedź uczonych w piśmie jest jednoznaczna: Mumtaz nie wejdzie do raju.

Szahdżahan, ponownie pogrążony w rozpaczy, ostatkiem sił poszukuje rozwiązania. Rok po śmierci cesarzowej przychodzi mu do głowy przełomowy pomysł. Jedynym wyjściem pozostaje przebłaganie samego Allacha dziełem, które otworzy bramy raju młodej cesarzowej!

W duszy cesarza rodzi się nowy zapał. Projekt, to sieć proporcjonalne powiązanych układów geometrycznych, uderzających harmonią i aerodynamiczną koncepcją budowli. Będąc miejscem emanującym nadzwyczajną energią, grobowiec ma zauroczyć Allacha. Realizacja projektu trwa nieprzerwanie dwadzieścia dwa lata. Dzieło tworzą najlepsi architekci, budowniczy i rzemieślnicy oraz ponad dwadzieścia tysięcy najętych w tym celu robotników. Oto rezultat ich pracy:

Taj Mahal - Agra, Indie
Pisząc tego posta, korzystałem z informacji zawartych w Wikipedii oraz Indiaguide.

sobota, 3 kwietnia 2010

Wielkanoc w Indiach (być może bez mazurka)

W Polsce Wielki Piątek zakończy się za kilka minut, a tutaj w Indiach raptem 2,5 godziny do wschodu słońca. Wielką Sobotę zaczynam od rozważań przyziemnych: gdzie dostać niesolone masło? Niesolonego masła potrzeba na masę do mazurka. Bez takiego masła w Święta nie ujedziesz! Jest jeszcze Ghee (indyjska odmiana sklarowanego masła), ale na masę raczej się nie nada... Generalnie problemu z niesolonym masłem nie ma. Jeszcze 2 miesiące temu było dostępne w większości spożywczaków. Hindusi wykupili, dostawy zawiodły. Może ukradkiem pieką mazurki i dlatego niesolonego krowiego produktu brakuje?

Wielki Piątek, oprócz rozważań na temat masła, przyniósł jeszcze jedną konkluzję. Polak w ten dzień uczciwie pracuje (chyba, że sprytnie postarał się o urlop). Większość pokornie idzie do pracy, ciesząc się po cichutku na wolny poniedziałek. Może zrobi się cieplej? Dzieci wyszaleją się, biegając po okolicy z wiaderkami. Dorośli, którzy nie całkiem dorośli, też wykorzystają H2O, żeby poprawić sobie nastrój. Sielanka.

Mel Gibson kręcąc Pasję, skoncentrował się na kluczowym dniu - piątku. Wielki Piątek to wspomnienie ukrzyżowania Chrystusa. Ci którzy wierzą, idą w ten dzień na drogę krzyżową. Najlepiej o 15:00. Ale jak tu iść, kiedy trzeba siedzieć w pracy? Grzech oszukać pracodawcę. Z drugiej strony tradycja nakazuje... Dylemat jak się patrzy!

Nie dla wszystkich. Hindusi, którzy być może pieką też po cichu mazurka, głowy sobie łamać nie muszą. Wielki Piątek jest tutaj dniem wolnym od pracy. W jednym z poprzednich postów (kliknij tutaj) pisałem, że chrześcijan w Indiach jest zaledwie 2,3%. Mimo tego w piątek do pracy się nie idzie i można skoncentrować się spokojnie na pieczeniu mazurka, obrzędach religijnych czy tym, co się człowiekowi wyda akurat ważne.

Skoro już tyle naskrobałem o Świętach, życzę Wam zdrowia i spokoju na nadchodzące dni i natychmiast kładę się spać, bo od wschodu słońca zamierzam skoncentrować się na zdobyciu niesolonego masła!

Jutro napiszę o okrutniku, który jednym dowodem miłości zaistniał na wieki.

piątek, 2 kwietnia 2010

Indie w objektywie: motyl

W Indiach występuje 1163 gatunków motyli!

Fotografia ogródkowa - Bangalore






















Dla zainteresowanych polecam bloga na ten temat. Szczególnie posta z motylim alfabetem...

czwartek, 1 kwietnia 2010

Służba bogatszym

Szerokość geograficzna  28°38'7.11"N, długość  77°13'29.86"E. Miasto ospale zaczyna budzić się do życia. Za niecałe 1800 sekund słońce delikatnie wychyli się od strony Zatoki Bengalskiej, aby bezwarunkowo zapanować nad Półwyspem Indyjskim. Orzeźwiający chłód poranka towarzyszy milionom par pomarszczonych stóp przemieszczających się w ściśle określonym kierunku. Wśród nich maszeruje 48 letnia Sumitra (patrz zdjęcie). 

Każdego dnia tylko w Delhi 800 tysięcy służących zmierza do swojej pracy. Piorą, prasują, gotują i sprzątają. Zapotrzebowanie na pomoc domową (ang. maid) w Indiach rośnie bardzo gwałtownie. Zatrudnienie tradycyjnie oferują najbogatsi, a w ostatnich dwóch dekadach coraz częściej przedstawiciele klasy średniej. Małżeństwa pracujące w międzynarodowych koncernach, którym dojazd do miejsca pracy zajmuje przynajmniej 3 godziny dziennie, nie mają czasu na domowe obowiązki. Utrzymanie służącej to wydatek rzędu 1/100 miesięcznej pensji jednego członka rodziny, więc ogromna rzesza pomocników domowych rozrasta się z minuty na minutę. 

Praca Sumitry pozwala zadbać o finansową codzienność i regularnie przesłać parę groszy najbliższym, mieszkającym nadal w rodzinnej wiosce oddalonej o 230 kilometrów od Delhi. Może kiedyś uda się wrócić na stałe i wreszcie solidnie odpocząć. Praca przez ponad 12 godzin na dobę jest w stanie zmęczyć każdego. Póki co pozostaje cieszyć się na 2 dni wolnego w miesiącu. Jutro Sumitra ma właśnie swój wolny dzień...