czwartek, 6 maja 2010

Fistaszki biznesowe: kolektywizm w Indiach

Ciężarne kobiety na wizytach u ginekologa w Bangalore często pojawiają się w towarzystwie:
  1. Mamy
  2. Męża
  3. Taty
  4. Mamy męża
  5. Taty męża
Nie zawsze wszystkim udaje się dotrzeć na czas (o poczuciu czasu w Indiach pisałem tutaj), ale jak się uda, to pani ginekolog nie może opędzić się od ciekawych pytań.

Kolegi żony matki brata szwagierka zapadła przedwczoraj w śpiączkę. Leży na OIOM-ie w szpitalu Manipal w Bangalore (adres znajdziesz tutaj). Zawiedziony, opowiedział mi o tym, jak to nie wpuścili na odwiedziny jego matki i żony (czyli teściowej synowej matki... hmmm, w każdym razie chodzi tu o okrutnie odległą rodzinę), ponieważ synowie i mąż chorej wykorzystali niestety limit 4 odwiedzin na OIOM-ie w dniu wczorajszym.

Przejeżdżając pod szpitalami w Indiach zawsze podziwiam tłumy odwiedzających, które próbują przedostać się do środka. Indyjski kolektywizm sprawia, że człowiek nigdy nie jest samotny...

Cytując za Wikipedią, "kolektywizm [to] przeciwstawiany indywidualizmowi pogląd akcentujący rolę wspólnot, grup i zbiorowości."

A cóż to może oznaczać w biurze?
  1. Mieszkańcy Indii uwielbiają pracę zespołową.
  2. Często ad hoc organizują spotkania, mini konferencje, odkładając wszystko - choćby najważniejsze - na bok.
  3. Uwielbiają odpowiedzialność ogółu. W razie problemów winny jest zespół, a nie poszczególny pracownik, co wspaniale pomaga "migać się" jednostkom od ewentualnych konsekwencji.
  4. Relacje osobiste, znajomości, koneksje mają niebagatelne znaczenie. Bez tego faktycznie ani rusz. Nie raz biłem głową w mur, zanim nie uświadomiłem sobie, że trzeba najpierw podpytać kilku kluczowych kolegów z biura i wszystko (co wcześniej wydawało mi się bezwzględnie niemożliwe), da się bezproblemowo załatwić.
  5. Rodzina zawsze na pierwszym miejscu. Umiera wujek? Niemiec zagląda w kalendarz czy w dniu pogrzebu nie ma przypadkiem ważnych terminów służbowych, na których musi się bezwzględnie pojawić. Hindus na samą wiadomość błyskawicznie opuszcza biuro, odprowadzany przez pełne współczucia spojrzenia kolegów i koleżanek.
Tak, tak... Wynika z tego wszystkiego sporo komplikacji i problemów, ale nie da się ukryć, że indyjski ocean empatii potrafi człowieka złapać za serce.

Brak komentarzy: